10tka, którą dziś wziąłbym w ciemno: Śląsk Wrocław.

Przed tygodniem rozpoczęliśmy wakacyjny cykl, w którym spoglądaliśmy na najlepszych zagranicznych zawodników z przeszłości Asseco-Prokomu. Dziś nadeszła pora na 17-krotnych Mistrzów Polski, Śląsk Wrocław.

Każdy z nas pamięta, że zespół z Wrocławia swoje najlepsze chwile przeżywał w latach ’90-tych i wówczas dzięki potężnym sponsorom jak Zepter i Idea zespołowi udało się dostać do koszykarskiego raju tj. Euroligi. Dziś rzućmy okiem na najlepszą zagraniczną 10tkę z przeszłości.

1. Rozpocznijmy od pozycji centra. W drużynie 17-krotnych MP największe wrażenie wywarł na wszystkich amerykański, biały środkowy, który rozpoczynał zagraniczną karierę w Komfort Spójni Stargard Szczeciński. Po tym jak ograł wraz z Krzysztofem Wilangowskim (trafił do Wrocławia przy kontuzji kolegi) faworyzowanych wrocławian i awansował do finału MP – przeciwko Mazowszance Pruszków – Joseph McNaull otrzymał lukratywną ofertę z klubu, którym miał dowodzić Andrej Urlep.

foto: ziolo.eu

Noszący numer 12 na klubowej koszulce, popularny wśród kibiców ‘Józek’, z miejsca stał się ulubieńcem publiczności w stolicy Dolnego Śląska. Jego osobę cechowały nieustępliwość, wielkie serce do gry, tytaniczna praca, którą wykonywał na treningach (wraz z przyjściem do Wrocławia zrzucił zbędne kilogramy a po chwili wzbogacił repertuar swoich podkoszowych zagrań). Ponadto był on bardzo przyjaźnie nastawiony do kolegów z drużyny a jego uśmiech na twarzy znał każdy kibic koszykówki w Polsce. McNaull rozegrał w Śląsku 4 sezony, podczas których wywalczył 4 mistrzostwa kraju, walcząc w Pucharze Saporty czy rozgrywkach Suproligi. Jego wizytówką były zagrania typu pick’n’roll, które opanował do perfekcji ze swoim ulubionym rozgrywającym (o którym napiszę poniżej). Pod koniec przygody we Wrocławiu miał on już w kieszeni polski paszport i próbował pomóc naszej reprezentacji w awansie na kolejny Eurobasket (porażka z Francją przekreśliła te szanse). Praktycznie do dziś Śląsk nie miał równie solidnego centra, choć próbowano wiele nazwisk, grających w kratę, z przeszłością w NBA jak: Alvin Jones i Acie Earl czy znane w Europie jak: Aleksander Kul i Ginataras Einikis.

Jako zmiennika we Wrocławiu widziałbym Harolda Jamisona, który znakomicie spisywał się w defensywie, zbierał dużą liczbę piłek, i pomógł Śląskowi w 2001 roku wygrać kolejne mistrzostwo. ‘Dżemik’ słynął z niekonwencjonalnej techniki wykonywania rzutów wolnych i rzadko atakował kosz rywali, punktując. Mimo tych faktów, był bardzo istotnym elementem układanki Andreja Urlepa i niezbędnym przy budowaniu defensywy. Praktycznie, gdyby nie jeden mały wybryk i podbijanie korespondencyjne swojej wartości (nie chciał wrócić do Śląska po kilkudniowym wyjeździe do USA bez podwyżki) do dziś wszyscy kibice Śląska mile by go wspominali (a tak to stracił w oczach kilkuset fanów i po powrocie powitały go gwizdy). Jamisona i McNaulla łączą jeszcze występy w jednej drużynie, Prokomie-Treflu. Obaj tam trafili na krótsze okresy czasu, w porównaniu do wrocławskiej przygody.

2. Pozycja numer 4 wśród graczy zagranicznych od zawsze we Wrocławiu kojarzona jest z polskimi nazwiskami Adamem Wójcikiem i Dominikiem Tomczykiem. Przypomnę jednak, iż pod lupę bierzemy graczy zagranicznych.

Numerem jeden wg mnie byłby Michael Wright, który balansował w Ślasku między pozycją 4 i 5, ale przy Joe McNaullu i słabszym w ataku Haroldzie Jamisonie, mógłby bardziej skupić się na zdobywaniu punktów (pół dystans to również jego mocna strona). Wrighta mogli podziwiać kibice we Wrocławiu w sezonie 2001-2002, w którym to błyszczał na ekstraklasowych parkietach i z dobrej strony zaprezentował się w Eurolidze (po wietrzeniu składu, kiedy na Dolnym Śląsku żegnano byłych graczy CSKA, Fetisova i Einikisa). Silny skrzydłowy pojawił się jeszcze w Polsce, i znów pod skrzydłami Andreja Urlepa, w 2009 roku. Wówczas to został najlepszym zawodnikiem PLK sezonu zasadniczego i ciągle imponował wysoką skutecznością oraz łatwością zdobywania punktów w pomalowanym. Atutem gracza do dziś jest wysoka technika oraz zdrowy tryb życia, połączony z solidnym treningiem. McNaulla i Wrighta cechowała ta sama rzecz, poważne traktowanie swoich obowiązków sportowych (o co, czasami ciężko w amerykańskim kontekście graczy i przy ich podejściu do gry w rozgrywkach naszej rodzimej ligi).

Najlepszą czwórką, jako widziano we Wrocławiu i może nawet bardziej utalentowaną od Wrighta była osoba Andreja Fetisova (byłego gracza CSKA Moskwa, wybranego w drafcie przez Boston Celtics w 1994). Fietja byłby moją opcją rezerwową we wrocławskiej ekipie marzeń. Jego największym sukcesem był srebrny medal Mistrzostw świata w Toronto, w 1994 roku, a w finale imprezy spotkał on słynny Dream Team II. Zawodnik ten był bardzo ruchliwy jak na 208cm wzrostu, imponował repertuarem zagrań, potrafił rzucić celnie z dystansu i nie bał się uraczyć kibiców efektowną akcją, z wsadem piłki do kosza lub efektownym blokiem. Jego lekkie podejście do treningów nie przypadło do gustu Andrejowi Urlepowi, a jego dni we Wrocławiu zostały mocno obciążone przez dodatkowe treningi (po których Fetisov poprosił o rozwiązanie kontraktu)

3. Charles O’Bannon, który zastąpił Jimmy’ego Moore’a na przestrzeni sezonu 1999-2000 był najprawdopodobniej drugim najlepszym niskim skrzydłowym zza oceanu, w historii PLK (pierwszeństwo oddaję Qyntelowi Woodsowi).

O’Bannon był gwiazdą ligi akademickiej NCAA, miał na koncie epizod w Detroit Pistons, a do polski trafił by wspomóc Śląsk w walce o kolejne mistrzostwo Polski. Charles popisywał się efektownymi slam dunkami, blokami w obronie i były szkoleniowiec Śląska, Muli Katzurin nie wahał się go ustawiać na pozycji numer cztery podczas finałów ligi (zastępował Adama Wójcika podczas kontuzji nominalnej czwórki). W rozgrywkach Euroligi może się nie popisywał, ale w najważniejszym momencie sezonu eksplodował formą, ogrywając koszykarzy Nobilesu – Anwilu. Wybrano go MVP finałów PLK. Po opuszczeniu Polski udanie i sukcesami kontynuował karierę w Japonii i we Włoszech. O’Bannon był na tyle mocnym graczem, że swoim talentem i umiejętnościami potrafił przyćmić ówczesne gwiazdy Śląska jak Maciej Zieliński oraz Adam Wójcik.

Zmiennik i świetny zadaniowiec, którego cenili nie tylko we Wrocławiu, ale i we Włocławku to Dainius Adomaitis. Litwin często świetnie wywiązał się z roli, kryjącego czołowego strzelca przeciwnika. We Wrocławiu spędził on 3 lata, podczas których zdobył 2 złote medale MP. W międzyczasie też był członkiem kadry litewskiej w walce o brązowy medal olimpijski w Sydney (2000). Adomaitis świetnie sobie radził w szybkim ataku oraz potrafił celnie przemierzyć z dystansu. Jak wiemy, po zakończeniu przygody z koszykówki w roli zawodnika, przemienił się w solidnego trenera i doprowadził Czarnych Słupsk do brązowego medalu. Lada dzień sprawdzimy efekty jego pracy w kolejnym klubie!

4. Najwięcej ciekawych nazwisk we Wrocławiu trafiało się na pozycji numer dwa. Wielu strzelców mistrzowskiej ekipy pamięta dolnośląski kibic do dziś. Seryjnymi trafieniami popisywali się nie tylko na krajowych, ale i europejskich parkietach jak Aleksander Miloserdov oraz Fred Vinson (słynny mecz z Maccabi). Mnie jednak najbardziej przypadły do gustu dwa nazwiska: Andrius Giedraitis oraz Roberts Stelmahers.


Pierwszy z nich, Litwin, spędził we Wrocławiu dwa sezony. Pierwszy za czasów Dominika Tomczyka i Macieja Zielińskiego, kiedy zespół prowadził Jacek Winnicki. Drugi, już w erze młodszych zawodników i u schyłku swojej kariery, w zespole Rimasa Kurtinatisa. Strzelec wyborowy, który z niejednego pieca jadł chleb (gra w lidze hiszpańskiej, rosyjskiej, niemieckiej i litewskiej) miał charakterystyczny, zwolniony w drugim kroku dwutakt, którym gubił rywali. Ponadto jego miękki nadgarstek, wielokrotnie dziurawił kosz rywali. Oczywiście jak przystało na solidnego obrońcę, uwielbiał nabierać przeciwników na faule ofensywne. Reprezentant swojego kraju wykazywał się sporym boiskowym IQ a słynął m.in. tym ,że nie bał się brać na swoje barki ciężaru zdobywania punktów w końcowych minutach spotkań. Podczas obu przygód z wrocławskim klubem, zdobywał on brąz MP.

Jako zmiennika widziałbym, Łotysza, Robertsa Stelmahersa, dla którego większa kariera zaczęła się właśnie od Wrocławia. Reprezentant Łotwy po zdobyciu tytułu króla strzelców PLK, w klubie z Zielonej Góry, trafił do Wrocławia. Był próbowany na pozycji rozgrywającego, ale ostatecznie przy transferze Alana Gregova zajął pozycję numer 2. Muli Katzurin wierzył w jego pewną rękę, a Roberts często odwdzięczał się trenerowi celnym rzutem z dystansu. Prowadził on też regularnie grę w reprezentacji Łotwy, będąc w niej kapitanem, obok dobrze znanych w Polsce graczy jak Ainars Bagatskis oraz Ulvis Helmanis (grał w Śląsku). Stelmahers swoje najlepsze lata zaliczał w klubach ze Stambułu – Ulker,i z Ljubljany – Olimpija. Był on częścią mistrzowskiego składu, z Charlesem O’Banonem i Joe McNaullem.

5. Na koniec pozycja rozgrywającego i tutaj miałem problem z przyznaniem pierwszego miejsca, w wyjściowej piątce. Naturalnie, każdemu kibicowi z Wrocławia nasuwa się nazwisko dobrego znajomego Stelmahersa, Rajmondsa Miglinieksa, który nauczył Polaków jak grać pick’n’rolle.

foto: ziolo.eu

Przy Miglinieksie – wspaniale znajdującym wolnych partnerów na obwodzie i pod koszem, uruchamiającym całą falę szybkich ataków – zawsze stawiano znak zapytania. Powód? Brakowało mu nieco szybkości (stąd mała liczba penetracji pod kosz) i rzadko podejmował próby rzutów. Jeśli już jednak rzucał to najczęściej za trzy lub w decydujących momentach (te rzuty chyba najbardziej pamiętają kibice Anwilu w finale ligi). Popularny Raj zdobył na Dolnym Śląsku dwa złote medale MP.
Część z Was na pewno wyżej traktuje akcje Lynna Greera, pierwszego prawdziwego combo guarda, mającego okazję prowadzić w euroligowych bojach klub wrocławski. Żadna z koszykarskich jedynek, znanych we Wrocławiu, jak Derrick Phelps, Michael Hawkins oraz Dean Oliver nie mogli równać się z niesamowicie szybkim i skutecznym w rzutach Greerem. Lynn podobnie do Stelmahersa traktował Wrocław jako odskocznię do wielkiej koszykówki, a po zdobyciu srebrnego medalu MP, podążył w świat mając okazję zagrać w NBA – Milwaukee Bucks czy w Final Four Euroligi – Olympiakos Pireus. Z czasem Greer bardziej przeszedł na pozycję numer 2 (zwłaszcza przy greckim mistrzu Theo Papaloukasie) i zdobywał wiele punktów dla Fenerbahce i Olimpii Mediolan. Dziś kontynuuje swoją karierę w lidze rosyjskiej (Unics Kazan). Przewagą Amerykanina nad Łotyszem, była atletyczność, szybkość, dużo większa liczba penetracji. Obaj to wyśmienici gracze, ale zarazem bardzo odmienni. Wiadomo też, że sporo z Was pamięta w Śląsku nazwiska innych wielkich jedynek: Keitha Williamsa, Orlando Smarta czy Bena Seltzera. Każdy z nich dał się poznać z najlepszej strony w historii wrocławskiego teamu.

Pointa; świetny zespół musi mieć równie dobrego opiekuna. Wydaje mi się, że takie indywidualności umiałby poprowadzić Piero Bucchi, który w Śląsku miał krótką przygodę, ale we Europie jest znany, ceniony, a przede wszystkim doświadczony w pracy z solidnymi zawodnikami. Basket Napoli, Virtus Roma, Olimpia Milano to wystarczające rekomendacje by poprowadzić mój wrocławski zespół gwiazd.

Pin It

3 komentarze/y

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.