Coraz gorsza sytuacja ŁKS-u. Popis klubowej maskotki..

Od wygranej w Zielonej Górze, tj. od 3 kolejek, nie są w stanie nawiązać równej walki z jakimkolwiek przeciwnikiem TBL koszykarze łódzkiego ŁKS-u. Po blisko 40-punktowej przegranej w Zgorzelcu oraz ponad 40-punktowej przegranej w Koszalinie gospodarze Atlas Areny przełknęli gorzką pigułkę w konfrontacji z Siarką Tarnobrzeg, przegrywając trzecie spotkanie w serii.

Kto wie czy ta porażka nie jest znakiem do pierwszych zmian w szeregach beniaminka, bowiem zespół Piotra Zycha nie powala na kolana swoich fanów skutecznością w ofensywie czy pomysłem na grę w ataku, coraz bardziej przeciętnie prezentują się Amerykanie, którzy mieli być liderami zespołu, Jermaine Mallett i B.J. Holmes, a trener ŁKS-u momentami bywa bezradny wobec poczynań swoich podopiecznych.. Tym razem energii i motywacji starczyło gospodarzom na 20 minut.

Goście rozpoczęli od bardzo mocnego uderzenia. Zza linii 6,75 trafili LaMarshall Corbett i Wojciech Barycz, pozostali gracze dorzucili „swoje” i po zaledwie kilku minutach, na tablicy widniał wynik 5:17. I właściwie na tym można by tę relację zakończyć, ponieważ właśnie już po tym krótkim fragmencie meczu, jego losy były rozstrzygnięte. Używając terminologii bokserskiej, łodzianie po otrzymaniu pierwszego silnego ciosu, najpierw byli nieco zamroczeni, następnie wyliczeni i przed kolejne rundy, a właściwie kwarty, nie potrafili się podnieść.

Fatalnie spisywali się zwłaszcza Amerykanie, grający w barwach ŁKS-u, którzy mieli być (i w pierwszych meczach z tego zadania się wywiązywali bardzo dobrze) motorem napędowym zespołu, czego zdecydowanie nie zademonstrowali tym razem na parkiecie. Do tego stopnia zdenerwowali oni swoją postawą trenera Piotra Zycha, że ten po przerwie posadził na ławce zarówno Jermaine’a Malletta, jak i B.J. Holmesa i dał więcej pograć Polakom.

Niewiele to jednak w grze łodzian zmieniło i cały czas to Siarka dyktowała warunki. Podopieczni Dariusza Szczubiała grali na wysokim procencie rzutów z gry (62% za 2 i 43% za 3), co właściwie uniemożliwiało rywalom podjęcie walki. Na słowa uznania zasłużyli głównie Corbett i Josh Miller, którzy nie mieli sobie równych na parkiecie i czasami pozwalali sobie nawet na efektowne dwójkowe akcje, typowo „pod publikę”.

Druga połowa spotkania była zwyczajnie nudna. Wśród gospodarzy nie było widać woli walki i zrezygnowani biegali oni jedynie po parkiecie, nie widząc szans na zmianę losów meczu, zaś Siarka nie forsowała tempa, spokojnie kontrolując spotkanie, punktując przeciwników i czekając na końcową syrenę. Jedynym plusem tego fragmentu meczu była możliwość wpuszczenia młodych dublerów przez obu trenerów. Być może minuty na parkiecie, spędzone przez młodzież, zaprocentują w przyszłości.

Wspomnieć należy jeszcze o absurdalnej sytuacji z czwartej kwarty, kiedy to grę koszykarzy przerwała… klubowa maskotka ŁKS-u. Osoba, która jako Rycerz Bodzio” powinna uatrakcyjniać zawody, nie zrozumiała chyba swojej roli i postanowiła narazić swoją głupotą, własnego pracodawcę na nieprzyjemności. Wbiegnięcie maskotki na parkiet i rzucenie się pod nogi grających zawodników, pozostawić chyba po prostu trzeba już bez zbędnego komentarza…

ŁKS Łódź – Siarka Tarnobrzeg 70:94 (20:30, 12:24, 15:22, 23:18)

ŁKS: Sulima 14, Kenig 14, Archibeque 13, Szczepaniak 10, Krajewski 8, Kalinowski 6, Holmes 3, Mallett 2, Trepka 0, Bartoszewicz 0, Kuczmera 0.

Siarka: Corbett 24, Miller 18, Barycz 11, Tiller 11, Karnowski 8, Doaks 6, Wyka 6, Piechowicz 5, Rabka 3, Aniszewski 2, Walski 0, Pyszniak 0.

Relacja za: SportoweFakty.pl

Pin It

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.