Turów ciągle bez porażki w Playoffs!

Bez większych problemów zespół ze Zgorzelca pokonał dzisiaj Rosę — i zapisał na swoim koncie drugie zwycięstwo w serii półfinałowej. Spotkanie numer 2 było znacznie bardziej wyrównane niż piatkowa rywalizacja, ale ciężko powiedzieć, żeby radomianie napędzili stracha rywalom. Turów od poczatku kontrolował przebieg meczu i nie pozwolił Rosie dojść na dystans, który mógłby pozwolić im złapać wiatr w żagle. Tradycyjnie już klasą dla samego siebie był J.P Prince, który robił co chciał na boisku i kolejny raz mógł słyszeć jak fani ze Zgorzelca gromko skandują MVP, MVP. Radomianie mogli liczyć w ataku an swoich liderów, ale słaby powrót do defensywy i dziurawa obrona strefowa sprawiły, że podopieczni Miodraga Rajkovicia mieli pole do popisu na atakowanej połowie. W ekipie Turowa kolejny raz mogła zaimponować równa gra całego zespołu. Zgorzelczanie prowadza w serii 2:0 i brakuje im już tylko jednego zwycięstwa żeby wywalczyć awans do upragnionego finału.

5815103-j-p

Ciągle bez kontuzjowanych – Damiana Jeszke i Tony’ego Taylora radzić musiały sobie oba zespoły. Początek meczu był bliźniaczo podobny do tego z pierwszego spotkania, ale z jedną ważną różnicą – skuteczność nie była już tak genialna jak w piątek i dzięki temu od początku oglądaliśmy praktycznie grę kosz za kosz. Radomianie wyglądali na mocno skoncentrowanych i mimo tego, że nie uniknęli kilku prostych strat to mogli liczyć na celne akcje ze strony Luciousa i Archibeque’a, które trzymały Rosę w grze. Gospodarze także dzisiaj bezlitośnie wykorzystywali fakt, że trener Kamiński kazał swoim podopiecznym bronic strefą i tym samym zostawiali oni dużo wolnego miejsca w narożnikach boiska. Wykorzystał to głównie J.P Prince, który trafił dwie trójki i popisał się pięknym wsadem, a wejście na boisko Kuliga pokazało, że Archibeque także miewa problemy w defensywie. Im bliżej końca pierwszej kwarty tym rosła przewaga zgorzelczan, a ozdobą tej części gry była akcja 2+1 w wykonaniu J.P Prince’a (no bo kogo by innego), która poderwała na równe nogi wszystkich kibiców. Równo z końcową syreną trafił jednak Piotr Kardaś i po 10 minutach gry gospodarze prowadzili 33-24.

Początek drugiej kwarty sprawił jednak, że mogliśmy przeżyć deja vu z piątkowego spotkania. Rosa konsekwentnie starała się bronić strefą, ale miała duże problemy z szybkim powrotem do obrony, co świetnie wykorzystał Michał Chyliński i po jego 7 punktach z rzędu Turów wyszedł na rekordowe, 15-punktowe prowadzenie. Podopieczni trenera Kamińskiego popełniali zbyt dużo łatwych błędów, a w defensywie brakowało podstawowej komunikacji i determinacji. Warto wyróżnić jednak Luciousa, który wyglądał dużo lepiej niż w 1 spotkaniu i w 'bratobójczym’ pojedynku z Mikem Taylorem sprawił, że obwodowy Turowa musiał usiąść na ławkę z dorobkiem 3 przewinień. Był to ważny moment w drugiej kwarcie, bo po jego zejściu radomianie zaczęli łapać powoli swój rytm w ataku. Mocno skoncentrowany i skuteczny był dzisiaj Jakub Dłoniak, a dwie trójki z rzędu dołożył Robert Witka. Po tych trafieniach przewaga gospodarzy stopniała do 8 oczek i trener Rajkovic musiał prosić o przerwę na żądanie. W samej końcówce punkty zdołał jeszcze zdobyć Archibeque, ale chwilę później byliśmy świadkami drugiego w tym spotkaniu buzzera – tym razem w wykonaniu Damiana Kuliga i dzięki tej celnej akcji do przerwy Turów wygrywał 52:46

Po powrocie na parkiet gospodarze starali się wykorzystać fakt, że Archibeque grał dziś dosyć asekuracyjnie w defensywie i konsekwentnie szukali podań do Ivana Zigeranovicia. Serb zaliczył trzy skuteczne akcje, ale nie pozwoliło to gospodarzom zyskać większej przewagi, bo z miną zabójcy bardzo skutecznie grał Dłoniak i z zimną krwią zdobył 8 punktów z rzędu dla Rosy. Po tym prywatnym serialu punktowym radomianie ciągle trzymali się blisko Turowa, ale nie potrafili pójść za ciosem i zmniejszyć dystansu do rywali. W końcówce bardzo żywiołową grą popisał się Łukasz Wiśniewski i minimalnie rosła przewaga zgorzelczan. Żeby tradycji stało się dzisiaj za dość – równo z końcową syreną trafił Łukasz Majewski i ustalił wynik po 3 kwartach na 81-68 dla Turowa. Rosa ciągle była dosyć blisko rywali, ale to gospodarze dyktowali warunki tej rywalizacji i kontrolowali tempo spotkania.

Od początku decydującej części gry mocno zaostrzyła nam się gra. Żadna ze stron nie zamierzała odpuszczać, a swoje 4 faule złapali liderzy zarówno Turowa jak i Rosy. Emocji nie opanował jednak Jakub Dłoniak, który najpierw zaliczył faul niesportowy, a chwilę później sędziowie odgwizdali kolejny jego faul, który był piątym przewinieniem i zmusił najlepszego strzelca Rosy do opuszczenia boiska. Radomianie więc musieli radzić sobie bez swojego najlepszego gracza, a do odrobienia zostawało wciąż 14 punktów. Wicemistrzowie Polski nie zamierzali jednak sprawdzać czy goście są w stanie powtórzyć wyczyn Trefla ze spotkania przeciwko Czarnym i dwa szybkie ataki na punkty zamienił J.P Prince, a trener Kamiński musiał zareagować przerwą na żądanie. Kiedy wydawało się, ze Turów przyciśnie jeszcze chwilę i odjedzie na ponad 20-punktowe prowadzenie, kolejny mały zryw zaliczyli goście. Agresywna obrona i skuteczne kontrataki sprawiły, ze na 2 minuty przed końcem spotkania Rosa przegrywała już tylko 11-ma oczkami. W kluczowych momentach nie zawiódł jednak J.P Prince, a gwoździem do trumny był Nemanja Jaramaz, który trafił piękną trójkę i marzenia fanów Rosy o zwycięstwie pękły niczym mydlana bańka.

PGE Turów Zgorzelec vs Rosa Radom 103-91
(33-24, 22-22, 16-18, 22-23  )

Turów: Prince 25, Kulig 10, Dylewicz 14, Chyliński 14,  Wiśniewski 12, Taylor 9, Zigeranovic 8, Jaramaz 11,

Rosa: Archibeque 20, Dłoniak 17, Lucious 12, Witka 15, Majewski 11,  Kardaś 3, Adams 5, Łączyński 4,

Pin It

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.