Trefl wygrywa w Koszalinie, AZS wreszcie zwycięski – słów kilka o turnieju po turnieju

Wczoraj w Koszalinie zakończył się Turniej o Puchar Prezydenta Miasta – bodaj najsilniej obsadzony z tegorocznych przedsezonowych turniejów sparingowych, udział w nim wzięło bowiem aż czterech ćwierćfinalistów ubiegłorocznych rozgrywek PLK. W sobotnim finale wicemistrz Polski, Trefl Sopot, pokonał gospodarzy 91:82, natomiast w meczu o trzecie miejsce PGE Turów okazał się lepszy od Czarnych Słupsk i wygrał 66:60. MVP turnieju wybrano lidera zwycięzców, Filipa Dylewicza.
Tyle suchych faktów – a teraz pora na garść poturniejowych ciekawostek!

(fot. AZS Koszalin)

Ciemności kryją Czarnych…

W połowie meczu o 3. miejsce pomiędzy PGE Turowem a Czarnymi Słupsk w nowej koszalińskiej hali zgasło światło. Mecz został przerwany na kilka minut, do czasu uruchomienia awaryjnego oświetlenia, po którym zawody wznowiono. Sytuacja ta okazała się być dobra szczególnie dla zespołu ze Słupska, który do czasu awarii oświetlenia prezentował się fatalnie. Mniejsza już nawet o dwie zaliczone w czasie turnieju porażki – gorzej, że zespół w każdym niemal aspekcie gry prezentował się bardzo źle. Łącznie 127 zdobytych punktów i 20-punktowa klęska w pierwszym meczu z Treflem, plus katastrofalna postawa w pierwszej połowie meczu o 3. miejsce z Turowem, kiedy słupszczanie rzucili tylko 24 punkty – z czego zaledwie 8 w drugiej kwarcie! Kiedy wydawało się, że Czarni będą mieli problem z dobiciem do 50 punktów (po trzech kwartach mieli na koncie 38), uratowała ich awaria oświetlenia i skuteczna gra w czwartej kwarcie, kiedy rzucili aż 22 punkty i zmniejszyli dwudziestopunktową stratę do zaledwie sześciu. Inna sprawa, że trzecia kwarta w wykonaniu Turowa to też 10 minut, o których zgorzelczanie chcieliby jak najszybciej zapomnieć (8 punktów i gra na poziomie 2 ligi).
W ekipie Czarnych przeciętnie wypadł Todd Abernethy, który w meczu z Treflem zupełnie nie radził sobie z Frankiem Turnerem, a poza szybkimi penetracjami i podaniami na obwód w żadnym ze spotkań nie pokazał zupełnie nic (łącznie 11 pkt.). W pierwszym meczu cieniem samego siebie był Oded Brandwein, który zupełnie nie radził sobie z presją obrońców Trefla, a w całym turnieju słabo spisywał się środkowy Czarnych, Nicholson, który raził nieporadnością pod koszem i zaliczył bodaj dwie udane akcje. Poniżej możliwości grali także Dutkiewicz. Na plus należy ocenić postawę Michała Nowakowskiego w pierwszym meczu (15 pkt.) i Mateusza Kostrzewskiego w drugim (17 pkt.). Po słabszym pierwszym meczu (4 pkt.) w drugim błysnął Robert Tomaszek, który rzucił aż 19 punktów. Tomaszek świetnie przepychał się pod koszem, a pod koniec spotkania łatwo radził sobie z Kuligiem i Celem. Fatalnie wykonywał jednak rzuty wolne (Shaq to przy nim niemal Ray Allen), dzięki czemu szybko stał się „ulubieńcem” koszalińskich kibiców, którzy nieustannie zapraszali go, aby „podszedł bliżej”.

Na słabszą postawę zespołu Czarnych mogły wpłynąć problemy zdrowotne, bowiem zespół zmagał się z atakiem grypy – o ile w pierwszym meczu zagrali wszyscy, o tyle w drugim niezdolni do gry byli trzej podstawowi zawodnicy – Oded Brandwein, Valdas Dabkus i Levi Knutson. Także inni zawodnicy „Czarnych Panter” nie byli w pełni sił. Można mieć nadzieję, że w pełnym składzie zespół będzie się prezentował lepiej, bo z taką grą Czarni mogliby mieć problem z awansem do play-offs…

Faul, faul, faul, faul, faul

Choć to tylko sparingowy turniej, zawodnicy żadnej z drużyn się nie oszczędzali. Gra na szczęście nie była brutalna, ale aż czterech zawodników musiało zejść z boiska przed czasem. W półfinałowym meczu z Turowem końca spotkania nie doczekali skrzydłowi AZS-u, Jeff Robinson i Paweł Leończyk, przez co ostatnie minuty koszalinianie rozegrali w dość kuriozalnym ustawieniu – duet podkoszowy tworzyli tacy giganci jak Bartłomiej Wołoszyn – Artur Mielczarek. Wydawało się wówczas, ze Turów odrobi straty, ale zgorzelczanie nie potrafili wykorzystać ewidentnej przewagi siły i wzrostu. Co więcej, Paweł Leończyk za 5 fauli parkiet musiał opuścić przed czasem także w finale z Treflem.
Z kolei w meczu o 3. miejsce do końca spotkania nie dotrwało dwóch graczy – Marcin Dutkiewicz i Michał Nowakowski.

Kadrowicze na parkiecie

Tylu reprezentantów Polski w jednym turnieju jeszcze w tym roku chyba nie oglądaliśmy. Jedynie Czarni nie przywieźli ze sobą żadnego, a w finałowym meczu AZS-u z Treflem na parkiecie biegało ich aż czterech. Jak się spisali?

Damian Kulig (PGE Turów) – najlepszy gracz drużyny ze Zgorzelca. Sporo czasu przesiedział na ławce, ale każde jego wejście było skokiem jakościowym w grze Turowa. Nieźle rzucał zarówno z dystansu, jak i półdystansu, dobrze radził sobie także na tablicach. Słabo zagrał jedynie w drugiej połowie meczu z Czarnymi, gdy dał się zdominować Robertowi Tomaszkowi.

Przemysław Zamojski (Trefl Sopot) – szybki, dynamiczny i skuteczny. Punktował głównie z dystansu, zwłaszcza w finale. Średnio rzucał 11,5 pkt.

Adam Waczyński (Trefl Sopot) – zaliczył kilka odważnych wejść pod kosz, a w finale świetnie rzucał za trzy. Średnia punktów – 13,0.

Robert Skibniewski (AZS Koszalin) – widać, że Skiba nie zdążył się jeszcze wkomponować w grę AZS-u, w dodatku kontuzja Milicicia sprawia, że wciąż zmuszony był przebywać na parkiecie bardzo długo. W jego grze sporo było chaosu – głupie straty, liczne faule (w finale szybko doszedł do czterech i musiał długo posiedzieć na ławce) i niezbyt imponująca skuteczność. Najlepiej wypadł w końcówce meczu z Turowem, ale można się spodziewać, że jego gra będzie coraz lepsza.

Łukasz Wiśniewski (AZS Koszalin) – nominalna dwójka, choć najlepiej spisywał się wtedy, gdy nie grał Skibniewski i z musu musiał rozgrywać. Zaliczył sporo efektownych akcji, ale często podejmował też bardzo niefortunne decyzje – w jego grze było tyleż brawury, co chaosu. Finalnie jednak jego występ w turnieju należy zaliczyć pozytywnie – 18,0 pkt. na mecz, dobra gra w obronie i  kilka przechwytów, choć mógłby nieco lepiej wykańczać kontry. W finale świetnie grał zagrania pick n’ roll, dzięki czemu Paweł Leończyk zdobywał łatwe punkty.

Co ciekawe, pod koniec pierwszej kwarty finałowego meczu na parkiecie pojawiło się aż dziesięciu polskich zawodników, co w Tauron Basket Lidze jest niezwykłą rzadkością. Widać też, jak mocno zmienił się skład Akademików, którzy w poprzednim sezonie opierali swoją grę na obcokrajowcach.

Leończyk i Robinson, czyli koszalińskie skrzydła

Nowymi skrzydłowymi AZS-u są w tym sezonie ściągnięty z Czarnych Paweł Leończyk i gwiazda ligi austriackiej, Jeff Robinson. Ten pierwszy to typowa „czwórka”, drugi może grać i jako niski, i jako silny skrzydłowy. Podczas turnieju jednak każdemu z nich zdarzało się grać na centrze, na co wpływ miała absencja Bigusa i Harrisa. Obaj podołali zadaniu i należeli do najlepszych graczy turnieju. Szczególnie dobrze prezentował się Jeff Robinson, który rzucał średnio 19,0 pkt. – lepszy był tylko Turner z Trefla. Co ważne, Robinson bardzo dobrze zagrał w obu spotkaniach, w finale będąc najskuteczniejszym na parkiecie, trafiając aż czterokrotnie za trzy (w półfinale z kolei spudłował wszystkie trzy próby) i to głównie dzięki niemu koszalinianie długo utrzymywali się w grze. Robinson – stosunkowo niski jak na „czwórkę” (mierzy około 195 cm) – był bardzo szybki i dynamiczny i wiele razy mijał wyższych od siebie obrońców. Nieco słabiej radził sobie w obronie, ale w ataku dobrze wykorzystywał przewagę siły.
Z kolei Paweł Leończyk po średnio udanym półfinale (słaba postawa pod koszem, aż 5 przewinień) świetnie rozpoczął mecz finałowy. W pierwszej kwarcie był dosłownie wszędzie – zarówno pod koszem, jak i na dystansie – i rzucił aż 9 punktów. W przekroju całego meczu dobrze radził sobie także z zastawianiem i bronieniem dostępu do kosza Akademików.

MVP

Najlepszym Zawodnikiem Turnieju wybrani kapitana zwycięskiej drużyny, Filipa Dylewicza. Skrzydłowy Trefla zagrał dwa równe, dobre spotkania, choć w żadnym nie był wyraźnie najlepszym graczem. Rzucał średnio 17,0 pkt. – lepsi byli Frank Turner i Jeff Robinson, ale w finale to trójki Dylewicza w 4. kwarcie przesądziły o wygranej Trefla.
Najlepsze wrażenie zrobił jednak inny zawodnik sopocian, filigranowy rozgrywający Frank Turner. Po pierwszym meczu, w którym rzucił 26 punktów, to on wydawał się być pewniakiem do nagrody. 24-letni Turner był nie do zatrzymania dla obrońców Czarnych i z dużą łatwością mijał kolejnych obrońców. Co ciekawe, na jego 26-punktowy dorobek nie złożyła się żadna trójka, trafiał bowiem głównie po efektownych wejściach pod kosz i rzutach wolnych po wymuszanych przewinieniach. 10/14 z gry plus kilka zbiórek i świetne kreowanie gry partnerów – to robiło wrażenie!
To, że nie został MVP turnieju, to efekt słabszego występu w finale – szybko opuścił parkiet po dwóch złapanych przewinieniach i nie był już tak dynamiczny w późniejszych fragmentach gry. Ostatecznie i tak rzucił jednak 13 punktów (w tym trójka) i ze średnią 19,5 pkt. został najlepszym strzelcem turnieju.

Na starych śmieciach

Na turniej do Koszalina przyjechało dwóch graczy, którzy w poprzednich rozgrywkach grali dla Akademików i dla których był to najlepszy sezon w karierze – Mateusz Jarmakowicz z Trefla i Marcin Dutkiewicz z Czarnych. Obaj nie mogą swojego występu w turnieju zaliczyć do szczególnie udanych. Jarmak, choć sięgnął z Treflem po puchar za pierwsze miejsce, był graczem drugiego planu – rzucił łącznie tylko 6 punktów i raził nieporadnością w każdym aspekcie gry. Nieco lepiej wypadł Dutkiewicz, który dwa razy rzucił po 7 punktów, ale nie radził sobie w obronie i łapał mnóstwo głupich przewinień, przez co nie dotrwał do końca meczu o 3. miejsce. Za wcześnie na daleko idące wnioski, ale wiele wskazuje na to, że obaj mogą żałować decyzji o opuszczeniu Koszalina…

Oprawa muzyczna

Cały turniej – łącznie z meczami i przerwami – trwał około 9 godzin. W tym czasie organizatorzy postanowili zaprezentować możliwości nagłośnienia hali i raczyli umiarkowanie liczną publiczność (w szczytowym momencie hala nie była zapełniona nawet do połowy) puszczaną z głośników muzyką. Problem w tym, że „turniejowy soundtrack” ograniczał się do siedmiu puszczanych na okrągło utworów, wśród których szczególnym „powodzeniem” cieszyły się piosenki Eneja i piosenki z Euro 2012. Mniejsza o to, że Euro dawno już za nami, a piłkarskie piosenki średnio pasują do koszykarskiego turnieju („Stadion oszalał” – seriously?), ale po milionowym wysłuchaniu jakiejkolwiek piosenki w przeciągu dwóch dni można mieć dosyć. Organizatorom proponujemy poszukać nowych płyt – dobrych utworów związanych z koszykówką nie brakuje, a i lista „halowych przebojów” też jest znacznie większa niż ta, która z uporem puszczana była w koszalińskiej hali. „Mniej niż zero” – naprawdę?

Spokojnie, to tylko awaria

Zaczęło się niewinnie – od kolejnej awarii bramek wejściowych pierwszego dnia turnieju, przez co wielu kibiców ledwo zdążyło na mecz otwarcia między Czarnymi a Treflem. Później małe problemy z oświetleniem – burza, która rozpętała się nad miastem, nie mogła nie mieć nic wspólnego z krótkotrwałymi ciemnościami, które spowiły parkiet podczas meczu o trzecie miejsce. Do tego wątpliwie działające mikrofony, które skutecznie utrudniały pracę spikerowi zawodów, przez co co trzeci zawodnik pozostawał podczas turnieju bezimienny, zacięta płyta z oprawą muzyczną, która zmuszała kibiców do wysłuchiwania wciąż tych samych piosenek (niekiedy przesadnie głośnych!), wreszcie tajemniczy czarny pasek na telebimie.
Ale spokojnie – to tylko awaria, a na poważnie: hala prezentuje się naprawdę efektownie i można mieć tylko nadzieję, że w sezonie ligowym nie będzie tak świeciła pustymi krzesełkami…

Środkowi urazowi

Na papierze Akademicy wydają się mieć jedną z najlepiej obsadzonych pozycji nr „5” w całej lidze – Darrell Harris to wszak tytan zbiórek i najlepszy center ubiegłego sezonu, a grający drugi rok z rzędu w Koszalinie Rafał Bigus był w poprzednim sezonie jednym z lepszych rezerwowych na tej pozycji. Niestety, podczas koszalińskiego turnieju pożytek z nich był niewielki – amerykański center podkręcił kostkę i wróci dopiero na pierwsze ligowe spotkanie z Jeziorem Tarnobrzeg, a podczas turnieju ograniczał się jedynie do prowadzenia rozgrzewki Akademików. Z kolei Bigus zagrał tylko kilka minut w pierwszym meczu z Turowem. Zanim zdążył zdobyć swoje pierwsze punkty zaliczył kilka nieudanych zagrań i nabawił się urazu stawu skokowego. Tym samym przez praktycznie cały turniej AZS grał bez centra, co nie tylko mocno zawęziło rotację w zespole, ale również spowodowało, że jedynym klasycznym podkoszowym był w drużynie AZS Paweł Leończyk. W praktyce przekładało się to na to, iż w obu turniejowych meczach AZS był wyraźnie słabszy od swoich rywali pod koszem i miał ogromne problemy w walce na tablicach – rywale wielokrotnie mieli nawet kilka okazji na powtarzanie swoich akcji po zbiórkach w ataku.
Na szczęście dla AZS-u wiele wskazuje na to, że Bigus będzie gotowy do gry na otwierający sezon mecz z Jeziorem Tarnobrzeg.
Jakby tego było mało, nawet na chwilę na parkiecie nie pojawił się kapitan Akademików, Igor Milicić, który cały czas przechodzi rehabilitację po czerwcowej operacji kolana. W tym tygodniu wyjaśni się, czy zagra w pierwszej kolejce nowego sezonu.

Trójkami po zwycięstwo

W zwycięskim finale z AZS-em sopocianie zdobyli 91 punktów – z czego ponad połowę – bo aż 48 – zdobyli rzutami z dystansu. 16 trafionych trójek to wynik rzadko spotykany, zwłaszcza na tak dobrej skuteczności. Najwięcej – i najcelniej – z dystansu rzucali Przemysław Zamojski, Adam Waczyński i Filip Dylewicz, ale dwie trójki zaliczył nawet topornie grający środkowy Trefla, Spralja, który spod samego kosza trafić z kolei nie potrafił. Nieźle trafiali z dystansu także koszalinianie, ale aż czterokrotnie zdarzyło się, że na celną trójkę gospodarzy natychmiast w kolejnej akcji odpowiadali sopocianie – dwie trójki Robinsona z rzędu w ten sposób zgasił Waczyński. Kluczowe trójki w czwartej kwarcie trafiał natomiast Dylewicz.

Żelazna ławka rezerwowych

Kadra AZS-u Koszalin liczy w tym sezonie aż 14 zawodników – to bodaj najliczniejszy skład w lidze. Problem w tym, że podczas turnieju grała zaledwie połowa drużyny. Kontuzjowani byli Harris i Milicić, kilka chwil po wejściu na parkiet urazu nabawił się także Rafał Bigus. Nadal jednak zostaje nam 11 graczy – przynajmniej w teorii, bowiem w praktyce aż czterech AZS-iaków – Robert Gibaszek, Paweł Śpica, Mateusz Bieg i Adam Kadej – z Turniejem o Puchar Prezydenta Miasta Koszalina wiele wspólnego nie miało. Ten ostatni zresztą nawet nie pojawił się na hali, a pozostała trójka zagrała łącznie… dwie minuty. Na boisko wszedł bowiem – tylko na chwilę – Paweł Śpica, ale poza dwoma faulami niczym w protokole się nie zapisał. Zastanawia zwłaszcza sytuacja Biega, wygląda bowiem na to, że kolejny sezon będzie statystował w zespole. Taka sytuacja jest trochę zastanawiająca – w obliczu osłabień (trzech graczy kontuzjowanych) AZS gra cały turniej tylko siedmioma zawodnikami, podczas gdy na ławce siedzi trzech zdolnych do gry młodych zawodników. Kiedy mają grać, jak nie podczas sparingowego turnieju przedsezonowego…
Pytanie zatem brzmi – czy w tym sezonie AZS będzie miał w składzie czterech Mateuszów Biegów z ubiegłego roku, czy czwórka młodych (wciąż jeszcze!) graczy dostanie szansę, aby pokazać, ile są warci.

WYNIKI SPOTKAŃ

Półfinały:

Energa Czarni Słupsk – Trefl Sopot 67:87 (11:19, 24:26, 17:20, 15:22)
Energa Czarni: Nowakowski 15, Dabkus 11, Kostrzewski 8, Knutson 8, Dutkiewicz 7, Abernethy 7, Tomaszek 4, Nicholson 4, Brandwein 3, Osiński 0
Trefl: Turner 26, Dylewicz 14, Waczyński 10, Michalak 10, Zamojski 9, Stefański 5, Spralja 4, Dąbrowski 4, Jarmakowicz 3, Brembly 2

AZS Koszalin – PGE Turów Zgorzelec 78:69 (21:20, 25:23, 22:16, 10:10)
AZS Koszalin: Wiśniewski 20, Robinson 16, Kuebler 16, Wołoszyn 8, Leończyk 7, Skibniewski 6, Mielczarek 5, Bigus 0, Śpica 0

Mecz o 3. miejsce:

Energa Czarni Słupsk – PGE Turów Zgorzelec 60:66 (16:17, 8:25, 14:8, 22:16)
Energa Czarni: Tomaszek 19, Kostrzewski 18, Nicholson 7, Dutkiewicz 7, Nowakowski 5, Abernethy 4, Osiński 0, Długosz 0
PGE Turów: Opacak 14, Kulig 13, Cel 10, Jackson 9, Micić 6, Aleksić 6, Chyliński 4, Zigeranović 2, Lewandowski 2, Wichniarz 0

Finał:

AZS Koszalin – Trefl Sopot 82:91 (24:25, 21:27, 20:18, 17:21)
AZS: Robinson 22, Wiśniewski 16, Leończyk 15, Kuebler 10, Skibniewski 8, Mielczarek 7, Wołoszyn 4
Trefl: Dylewicz 20, Waczyński 16, Zamojski 14, Turner 13, Stefański 11, Spralja 8, Dąbrowski 6, Jarmakowicz 3, Michalak 2, Brembly 0

Pin It

4 komentarze/y

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.