Turów ograł Anwil na pożegnanie starej hali

UntitledSiódme zwycięstwo z rzędu zanotował PGE Turów Zgorzelec w rozgrywkach Tauron Basket Ligi i pozostaje niepokonany w na starcie sezonu 2014/15. Potyczka z Anwilem Włocławek nie była jednak łatwa, ale Mistrzowie Polski chcieli godnie pożegnać się z halą przy ulicy Maratońskiej. Od następnego spotkanie Turów będzie już podejmował gości na nowym obiekcie.

Anwil bardzo długo w tym spotkaniu bronił strefą, co niemal staje się już tradycją, kiedy włocławianie przyjeżdżają do Zgorzelca, a podopieczni Miodraga Rajkovica mieli problemy z rozbijaniem tego rodzaju obrony. Mistrzowie Polski prowadzili w drugiej kwarcie nawet 31:14. Od tego momentu to włocławianie, właśnie dzięki postawionej strefie, zaczęli przejmować kontrolę nad meczem.

– Ciężko gra się przeciwko strefie przez 40 minut. Staraliśmy się złapać rytm, wychodziło nam to różnie, ale w końcówce meczu nie daliśmy przeciwnikowi szans. Myślę, że Anwil dał z siebie maksimum, ale to maksimum nie wystarczyło, bo my dziś mieliśmy Michała Chylińskiego – mówił po spotkaniu trener Miodrag Rajković.

Wspomniany Chyliński powrócił do gry po tygodniu przerwy spowodowanym drobnym urazem i momentalnie udowodnił swoją wysoką formę. Rzucający obrońca Turowa zdobył aż 25 punktów i sześć razy trafił za trzy punkty. Chyliński grał bardzo agresywnie. W trzeciej kwarcie, gdy Turów po raz pierwszy w meczu stracił prowadzenie, trafił za trzy, zebrał ważną piłkę w obronie i po faulu dorzucił dwa punkty z rzutów wolnych.

– Anwil przyjechał dziś powalczyć i napsuł nam dużo krwi. Myślę, że ten zespół jeszcze zacznie wygrywać. Trochę gorzej graliśmy dziś w obronie, ale rzucając 97 punktów raczej nie da się przegrać – mówił po spotkaniu Chyliński.

Nie mniej agresywny niż Chyliński był w trudnych momentach Tony Taylor. Amerykański rozgrywający w obronie zaczął bardzo mocno naciskać Eitutaviciusa, który nie był w stanie ustawić akcji swojego zespołu. Taylor zakończył kwartę celnym rzutem równo z końcową syreną.

Z dobrej strony pokazał się w czwartej kwarcie Chris Wright, który ostatnią ćwiartkę meczu rozpoczynał bez punktów, a spotkanie zakończył z 10 punktami na swoim koncie.

– Chris daje dużo energii z ławki rezerwowych, gra spektakularnie i efektownie, ale to nie wszystko. Musimy ciężko pracować nad tym, żeby grał coraz lepiej. Latał dziś nad koszami, ale też starając się grać efektownie popełniliśmy kilka strat. Rozumiem to, że gracze chcą się trochę pobawić, dać fanom sporo rozrywki, bo przecież gramy dla nich. Trzeba jednak zachować balans – tłumaczy szkoleniowiec PGE Turowa.

Kluczowy moment spotkania; najpierw Wright próbował dobitki nad koszem po niecelnym rzucie z dystansu. Niefortunnie piłka wypadła z kosza. W kolejnej akcji dobił dwoma rękoma niecelny rzut Vlada Moldoveanu, a przy następnym posiadaniu wybił się prawie z linii rzutów osobistych i w spektakularny sposób zapakował piłkę do kosza.

Mistrzowie Polski wygrali siódmy mecz z rzędu i po siedmiu kolejkach zajmują pierwsze miejsce w tabeli ekstraklasy. Już w czwartek, 20 listopada, PGE Turów zmierzy się w Lubinie z Panathinaikosem Ateny w ramach rozgrywek Euroligi.

Wynik: PGE Turów Zgorzelec – Anwil Włocławek (26:13, 20:22, 23:28, 28:26)

PGE Turów: Collins 12 (2), Kulig 15 (1), Chyliński 25 (6), Karolak 0, Jaramaz 5 (1), Dylewicz 9, Moldoveanu 10 (1), Nikolić 4, Taylor 8, Wright 10

Anwil: Crosariol 8, Eitutavicius 9, Simon 20 (2), Vaughn 16 (4), Wysocki 10 (1), Witliński 13 (3), Surmacz 2, Pamuła 11 (1)

 

Pin It

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.