Nie było efektu „Saso” (ale będzie)

SAFIAutor: Woy

24 godziny spędził przed meczem z KB Ventspils nowy szkoleniowiec wicemistrzów Polski , Saso Filipovski w Zielonej Górze. 40-letni Słoweniec w poniedziałek podpisał 1.5 roczny kontrakt ze Stelmetem Zielona Góra, a we wtorek wieczorem już prowadził pierwszy trening swojej nowej drużyny. Filipovski, który z Turowem Zgorzelec zdobył 2 srebrne medale Mistrzostw Polski tym samym wraca do koszykówki po rocznym rozbracie z trenerką. Wcześniej prowadził przecież Lokomotiw Rostow, Lottomaticę Rzym oraz Olimpiję Ljubljana (Mistrzostwo Słowenii, Puchar Słowenii, TOP16 Euroligi oraz Final Four Ligi Adriatyckiej). Co ciekawe, parę tygodni temu odwiedził Zgorzelec i przyglądał się występom swojej ex drużyny podczas ligowej potyczki. Wówczas spekulowano na temat powrotu Saso do naszego kraju.

Kto miał okazję śledzić karierę Saso Filipovskiego podczas jego pierwszego pobytu w Polsce ten wie, że ostatnie tygodnie jego pracy w Zgorzelcu były związane z niefortunnym dla trenera uderzeniem kibica. Filipovski złym postępowaniem zatarł efekty swojej świetnej pracy i wyciągnięcia Turowa na poziom międzynarodowy. Swoim autorskim składem, w specyficznym systemie gry, z rosnącymi gwiazdami PLK czy reprezentacji Polski, charyzmatyczny Słowieniec dotarł do TOP8 Eurocup i dzięki temu wprowadził Turów na europejskie salony. Tym samym zyskał wielki szacunek w oczach i sercach kibiców znad Nysy.

Po ponad 5 latach wraca do PLK, tym razem w roli trenera-ratownika Stelmetu Zielona Góra i jego debiut przypadł na konfrontację z łotewskim BK Ventspils, drużyną prowadzoną przez byłego gracza Zastalu (króla strzelców PLK) oraz byłego podopiecznego Filipovskiego z czasów występów w Olimpiji Ljubljana, Robertsa Stelmahersa. Wprawdzie powrót Saso nie wypadł najlepiej , ale w grze zielonogórskiej drużyny było widać już pewne zmiany, mimo faktu, iż trener spędził z nowymi podopiecznymi tylko dwa treningi.

„Nie od razu Rzym zbudowano”, choć w tym wypadku mówimy o przebudowie drużyny, zmianie zawodników (?), stworzeniu systemu (*jeśli jakiś istniał do wczoraj?) i wydobyciu z drużyny pełni jej potencjału. To niełatwa sztuka, zwłaszcza gdy drużyna znajduje się w psychicznym dołku i przegrywa 5 kolejne spotkanie w rozgrywkach Eurocup. Poza tym niespecjalnie imponuje w rodzimej lidze, gdzie zdarzają się wpadki ze Śląskiem Wrocław, Asseco Gdynią i o mały włos nie w starciu z Wilkami Morskimi.

Przypomnijmy sobie sytuację sprzed ponad 100 dni, kiedy Stelmet po transferach Quintona Hosley’a, Steve’a Burtta, Chevona Troutmana i Daniela Johnsona stawał się pewniakiem do złotego medalu Mistrzostw Polski. W dodatku zespół budowany przez duet Janusz Jasiński – Walter Jeklin dystansował letnie dokonania największego wroga ze Zgorzelca. Tymczasem po upływie dwóch miesięcy i rozegraniu serii pucharowych spotkań to aktualny Mistrz Polski ciągle jest wyżej notowany i lepiej odbierany przez koszykarską publiczność.

Już na starcie przygody z Zieloną Górą Filipovski podkreśla poprawę defensywy (widoczne w meczu z BK Ventpils) , przykuwa większą uwagę do ilości zbiórek (stracić 5 piłek pod własnym koszem w efekcie zbiórki rywala to rzadkość jak na czwartą kwartę domowego pojedynku) oraz wraca do schematów prezentowanych przed latami , w Zgorzelcu. Bazowanie na akcjach pick’n’roll (niestety Johnsonowi i Hrycaniukowi brakuje elementu mocnego zastawienia się oraz przysłowiowego kleju w rękach)  i pick’n’pop oraz płynnym dzieleniu się piłką (co nie zawsze dotychczas przypadało do gustu Łukasza Koszarka lub Steve’a Burtta) , następnie szerokim graniu z ataku oraz wykorzystywaniu przewag z indywidualnymi umiejętnościami graczy (szukanie Przemysława Zamojskiego i Quintona Hosley’a). Dalej płynne przejście z obrony do ataku oraz szybki powrót do defensywy (czego dziś zabrakło do pokonania BK Ventspils, wynik 69:79). Na wpojenie prostych koszykarskich schematów potrzeba teraz czasu i cierpliwości, a niewykluczone, że i drobnych korekt w składzie.

Podsumowując: na plus należy zaliczyć udany występ Przemysława Zamojskiego i jego come back do skuteczności (21pkt i 4x3pkt), przebudzenie lub ożywienie Chevona Troutmana (15pkt i 7zb) oraz skuteczność niezbędnego dziś Steve’a Burtta (20pkt). Na minus – niestety – błędy w zastawianiu swojej tablicy (w końcu byliśmy statystycznie wyższą drużyną!), wolniejszy lub z wpadkami (patrz koniec II kw) powrót do obrony , techniczne i wręcz szkolne błędy (chwytu piłki przez wysokich czy straty złym podaniem). Kolejny test już w lidze, w niedzielę o 15:00, przeciwko Treflowi Sopot (transmisja Polsat Sport News).

 

Pin It

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.