Turów z nawiązką rewanżuje się Treflowi.

Turów wygrywa we własnej sali z Treflem Sopot i tym samym rewanżuje się sopocianom za bolesną porażkę z grudnia. Gospodarze nie rozegrali wielkiego spotkania, ale mieli w swoich szeregach niezawodnego Damiana Kuliga i J.P prince’a, na których odpowiedzi nie mogli znaleźć dziś koszykarze z Sopotu. Goście starali się gonić rywali za sprawą Michała Michalaka, ale było to za mało aby pokonać dzisiaj wicemistrzów Polski. Koncertowo rozegrana trzecia kwarta przez podopiecznych Miodraga Rajkovicia sprawiła, że emocje w Zgorzelcu skończyły nam się po 30 minutach gry. Turów ostatecznie pokonał Trefl 94:76 i zrównał się z nimi punktami w ligowej tabeli(także ze Stelmetem, który ma mecz mniej).

Szczególnie dobrze prezentowali się koszykarze Turowa w pierwszej kwarcie. Udany start spotkania to głównie zasługa Ivana Zigeranovicia, który potrafił odnaleźć się w trumnie i szybko zdobył 7 oczek. Po sześciu minutach musiał jednak opuścić parkiet (i to nie z powodu zadyszki!), bo źle stanął i nabawił się kontuzji kostki(nic specjalnego, później wrócił na boisko). Godnie zastąpił go jednak Damian Kulig, który po celnym rzucie zza łuku wyprowadził swój zespół na 7 punktowe prowadzenie. Słabiej spisywał się jednak Filip Dylewicz, który miał spore problemy z dobrze dysponowanym dzisiaj Milanem Majstotorviciem. W końcówce przypomniał o sobie jednak J.P Prince i po 10 minutach Turów wygrywał 28-20.

Obrona Trefla nie była dzisiaj najlepiej zorganizowana, ale gospodarze nie potrafili tego wykorzystać i jeszcze bardziej odjechać, bo mieli problemy ze skuteczną grą w ataku. Akcje się nie kleiły i całą odpowiedzialność za zdobywanie punktów wzięli na swoje barki Damian Kulig i J.P Prince. Szczególnie dobrze radził sobie ten drugi, który kolejny raz był nie do zatrzymania i robił różnicę na parkiecie. Goście mogli liczyć natomiast na Adama Waczyńskiego i Gadri-Nicholsona, ale to wciąż Turów był zespołem lepszym. W końcówce drugiej kwarty zza łuku trafił jeszcze Łukasz Wiśniewski i ustalił tym samym wynik pierwszej połowy na 50-42.

Trzecią kwartę znowu lepiej zaczęli gospodarze, którzy zaliczyli mały serial punktowy 11-5 i wyszli na ponad 10-punktowe prowadzenie. Pierwszy swój rzut w dzisiejszym spotkaniu trafił Tony Taylor, a po oczkach z kontrataku Filipa Dylewicza, trener Maskoliunas musiał szybko prosić o przerwę na żądanie. Po powrocie na parkiet zza łuku trafił Michał Michalak, a chwilę później defensywa sopocian wymusiła stratę (już czwartą) Dylewicza. Młody skrzydłowy Trefla starał się pójść za ciosem, ale spudłował dwa kolejne rzuty i zmarnował świetną okazję dla gości na zmniejszenie strat. Na szczęście dla podopiecznych Maskoliunasa, bardzo złe decyzje podejmował Wiśniewski (szybka trójka i głupia strata) i Turów nie wykorzystał słabej skuteczności rywali. Chwilę później sprawy w swoje ręce wziął jednak Damian Kulig i po jego 5 punktach z rzędu gospodarze wyszli na najwyższe jak dotychczas prowadzenie 69-52. Do końca kwarty zgorzelczanie pewnie kontrolowali przebieg wydarzeń, a po oczkach Mike’a Taylora wygrywali już 76-55.

W decydującej wkarcie obraz gry się nie zmienił i gospodarze z przygranicznego miasta pewnie powiększali swoją przewagę dzięki celnym rzutom Dylewicza i  Kuliga. Sopocianie nie zamierzali jednak poddać się bez walki i swoich kolegów do ataku próbował poderwać Vasiliauskas do spółki z Michalakiem. Na nic się to jednak nie zdało, bo Trefl nie potrafił zorganizować się w defensywie i zatrzymać rozpędzony Turów.

PGE Turów Zgorzelec – Trefl Sopot 94:76
(28-20, 22-22, 26-13, 18-21)

PGE: Prince 20, Kulig 21, Wiśniewski 8, Zigeranovic 11, Dylewicz 11, T.Taylor 9, M.Taylor 7, Karolak 3, Stelmach 3, Krestinin 1.

Trefl: Michalak 18, Brembly 9, Vasiliauskas 7, Waczyński 7, Leończyk 7, Stefański 7, Gadri-Nicholson 6, Jeter 5, Majstorovic 6, Leończyk , Roszyk 4.

Pin It

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.