NieVesoła sytuacja Polaków po porażce z Czechami

Środowa porażka z Gruzją miała być tylko wypadkiem przy pracy. Niestety, okazało się, że po porażce z Czechami, reprezentacja Polski powoli może zacząć żegnać się z turniejem w Słowenii. Porażce pechowej, ale na własne życzenie.

{591674F3-6306-46F8-A3A5-C0EDC6247174}flexible

Kiedy na przestrzeni trzech minut ostatniej kwarty, Polacy – głównie dzięki świetnej postawie Michała Ignerskiego (17 pkt, 6-7 z gry) – wyprowadzili wynik z 53-58 na 66-58, wydawało się, że już nic złego nie może się podopiecznym Dirka Bauermanna stać. Jednak ostatnie 2:41 min w wykonaniu Polaków to festiwal pomyłek, złych decyzji trenerskich (Ignerski out?!) i na koniec, zwycięskie trafienie Lubosa Bartona (10 pkt, 3 ast), a nade wszystko – podsumowanie fatalnej postawy naszej reprezentacji w trzech ostatnich kwartach.

Pierwsza – wygrana 25-12 – kwarta wprowadziła w nasze serca nowe pokłady nadziei, a Polacy, w przeciwieństwie do poprzedniego meczu z Gruzją, grali agresywnie po obu stronach parkietu. W kierowanym przez początkowo skutecznego Łukasza Koszarka ataku, było mnóstwo ruchu, z czego brały się czyste pozycje do rzutów, a już w pierwszej kwarcie Polacy trafili 3 z 4 rzutów za trzy.

Co stało się w kolejnych minutach, ciężko wytłumaczyć. Czesi już od drugiej kwarty zaczęli odrabianie strat, a Polacy mieli problemy z kreowaniem akcji, kiedy jako rozgrywający grał Thomas Kelati. Fatalne decyzje rzutowe podejmował Maciej Lampe (14 pkt, 7 zb, 6-19 z gry), który zamiast gry do kosza, większość prób wykonywał z półdystansu, a do przerwy trafił fatalne 3 z 11 rzutów z gry.

Kompletnym przeciwieństwem Lampe był lider Czechów – Jan Vesely (23 pkt, 14 zb, 4 prz). Zawodnik Washington Wizards razem z Tomasem Satoranskim (10 pkt, 3 zb) napędzali akcje naszych południowych sąsiadów, potwierdzając, że powrót do obrony jest jednym z najsłabszych elementów w grze Polaków. Do przerwy było już tylko 38-34 dla Polski, ale niepokoił brak punktów od Marcina Gortata i 10 strat drużyny.

Już w pierwszych minutach po przerwie Czesi odrobili resztę strat, a po floaterze Satoranskiego na 2;35 przed końcem trzeciej kwarty objęli prowadzenie 46-45.

Czwarta kwarta, to wspomniane już bezsensowne straty, fatalna transition defence (16 strat Polaków i 9 przechwytów Czechów) i zupełne odcięcie przez Czechów Marcina Gortata (5 pkt, 9 zb, 4 ast, 3 blk, 2-7 z gry). Środkowy Phoenix Suns nie był w stanie znaleźć sobie pozycji w post-up, ale też nie było zawodnika, który tę piłkę by do niego dograł.

To bez Gortata Polacy zanotowali run 13-0, wychodząc na ośmiopunktowe prowadzenie. Niestety, Czesi szybko odrobili straty, a dodatkowo, na grę naszej reprezentacji źle wpłynęła zmiana Gortata… za Ignerskiego. Przez 39 minut tego meczu nasi rywale spudłowali wszystkie 9 rzutów z dystansu. Na minutę przed końcem trafili pierwszy, a dokładniej Lubos Barton na 65-67. Później były jeszcze pudła z linii Vesely’ego i Lampe, a na 8.2 sekund przed ostatnia syreną 68-66 dla Polaków. W ostatniej akcji Czechów stało się jednak to:

Polska – Czechy 68-69 (25-12, 13-22, 11-16, 19-19)

Polska: Ignerski 17, Lampe 14, Kelati 10, Waczyński 9, Koszarek 7, Gortat 5, Ponitka 4, Hrycaniuk 2.

Tutaj rzut Bartona w lepszej jakości, błędów w ustawieniu można naliczyć kilka:

Pin It

2 komentarze/y

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.