Piąta kwarta. Śląsk ośmieszył Czarnych.

Autor: Tomasz Armuła

Rzucał, trafiał, asystował, zbierał i przechwytywał. Dzięki niemu Śląsk odniósł kolejne zwycięstwo i znowu sprawił sensację w PLK. Wrocław ma nowego bohatera. Nazywa się Robert Skibniewski i swoją grą potwierdza, że jest niezastąpionym liderem beniaminka ekstraklasy.

Graham nie odstępował Hinsona na krok (Fot.T.Armuła)

To miała być czarna środa Śląska, bo mimo dobrych wyników tej ekipy w ostatnich meczach, to koszykarze ze Słupska byli faworytami tego spotkania. I początek meczu to potwierdzał. Czarni w kilka sekund odskoczyli na pięć punktów i Śląskowi pozostało tylko gonić rywala. Nie było to łatwe, bo goście szybko narzucili wysokie tempo i w obronie za wszelką cenę starali się obrzydzić Śląskowi życie jeszcze na jego połowie. Pressing był początkowo skuteczny, bo wybił gospodarzy nieco z rytmu i zmusił do kilku strat. Mimo to Czarni nie mogli powiększyć swojej przewagi, ponieważ na skuteczne rzuty za trzy punkty Hinsona, tym samym po stronie wrocławskiej odpowiadał Calhoun. I tak krok po kroku trójkolorowi doprowadzili w końcówce pierwszej kwarty do remisu po 17.

W drugiej kwarcie wszystko układało się po myśli gospodarzy, ale nie wszyscy kibice Śląska byli w stanie bić brawo. Większość zamiast klaskać, to przecierała oczy ze zdumienia, bo nie wierzyła w to co widzi.

Mladenović wygrywa walkę z Weaver’em (Fot.T.Armuła)

A publika widziała dużo. Na boisku pojawił się na dłużej Aleksandar Mladenović i pod koszem Słupska mocno się zagotowało. Co prawda wrocławski center dał sobie założyć trzy razy „czapę”, nie był tak skuteczny, jak w poprzednich meczach i nie trafił kilka razy spod kosza, ale wyrobił swoją normę i mocno napsuł krwi rywalom.

W tle narada, jak tu wykluczyć z gry tego z 'szóstką’…

Przebudził się w drugiej odsłonie także Graham i pierwszy raz wszedł do gry Vairogs. Ten ostatni zagrał całe dziesięć minut. Był dosłownie wszędzie, grał aktywnie, skutecznie, a do kosza wpadało mu prawie wszystko. Miał swój dzień i to było jego show. Kończył akcje punktami równo z syreną 24 sekund i w sumie uzbierał ich w całym meczu 20!

Atakuje Paweł Leończyk (Fot.T.Armuła)

Tak można w nieskończoność wymieniać plusy wrocławian, chwalić ich i wystawiać pozytywną laurkę. Bo nawet Jakub Koelner, który pojawił się na boisku tylko raz w ostatniej minucie spotkania, zdążył rzucić Czarnym „trójkę”.

Ale wszystkich na głowę pobił Robert Skibniewski. To był jego mecz życia. Takich statystyk wrocławskiego rozgrywającego nikt jeszcze na oczy chyba nie widział. Trzynaście punktów, pięć zbiórek, jedenaście asyst i sześć przechwytów! Czapki z głów przed „Skibą”. Wynik godny prawdziwego lidera.

Mecz zakończył się wynikiem 83:68. Wrocławianie kontrolowali spotkanie do samego końca, pozwalając Czarnym zbliżyć się maksymalnie na dziewięć punktów.

Wczorajsza postawa Śląska, to nie jest przypadek. Ta dobra passa przecież trwa już dość długo. Ten zespół chyba zaczyna się rozumieć i docierać. I to widać na boisku. Kilka tygodni temu twierdziłem, że bez zmian kadrowych nic z tego teamu nie będzie. Zdania zupełnie nie zmieniam, ponieważ tej ekipie daleko do osiągnięć Śląska, które kibice pamiętają i na które ponownie czekają. Ale coś zaiskrzyło. I szczerze powiem – nie uwierzyłbym, gdybym na własne oczy tego wczoraj nie zobaczył.
Ale byłem, zobaczyłem, uwierzyłem.

I wreszcie dotarło do mnie, że jeśli trójkolorowi ośmieszyli nawet Czarnych, to stać ich w tym sezonie na coś więcej, niż środek tabeli.

Pin It

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.