Anwil zatopił Kotwicę w IV kwarcie

   W każdym sporcie trzeba pamiętać o jednej zasadzie – gra się do końca. W koszykówce mecz trwa cztery        kwarty. Nie można za bardzo się rozluźnić po 3/4 spotkania. Tego typu przypadek mogliśmy zaobserwować podczas wczorajszego meczu Kotwica Kołobrzeg – Anwil Włocławek. Gospodarze kontrolowali przebieg gry niemal przez całe spotkanie. W ostatnich minutach Anwil jednak wręcz zmiótł swoich rywali.

Kotwica Kołobrzeg szybko przejęła kontrolę nad tym meczem. Po sześciu minutach gry było 12:14, ale ostatnie minuty I kwarty zdecydowanie należały do gospodarzy. Trafiali, zbierali i grali po prostu lepiej. Dużo wnosił Grzegorz Arabas, który już po pierwszej ćwiartce miał na swoim koncie 9 „oczek”. Dzięki tym czynnikom Kotwica po 10 minutach gry prowadziła 25:14.

Dzięki tym dobrym minutom podopieczni trenera Mrożka znaleźli się na fali. W drugiej kwarcie dalej grali swoją skuteczną koszykówkę. Pod koniec kwarty, po punktach Piotra Niedźwieckiego, prowadzili nawet +16. Trójką odpowiedział jednak Ruben Boykin, a celny rzut wolny dołożył Tony Weeden.

Te pozytywne akcenty tuż przed przerwą nie były jednak sygnałem do ataku dla Anwilu. W trzeciej kwarcie obraz gry nie uległ większej zmianie. Kotwica Kołobrzeg cały czas utrzymywała swoją solidną zaliczkę. „Rottweilery” po prostu wyglądały źle w tym starciu. Między zespołami była widoczna gołym okiem różnica klas. Anwil miał braki w obronie, a ataku nie ma nawet sensu komentować. Praktycznie stały poziom trzymał tylko Seid Hajric (w całym meczu 14 pkt). Włocławianie notowali stanowczo za dużo strat podczas kreowaniu swoich akcji. Krzysztof Szubarga tracił piłkę stanowczo zbyt często. Marcus Ginyard punktował, ale też zbyt często pozwalał sobie na niezbyt przemyślane zagrania. Przyznam szczerze, że dla mnie mecz był w tym momencie niemal rozstrzygnięty. Chciałem zacząć gratulować Kotwicy tego trochę niespodziewanego zwycięstwa.

Czwartą kwartę obserwowałem już na dużym luzie. Przewaga gospodarzy nie była jakaś masakryczna, ale przy takiej dyspozycji przyjezdnych powinna spokojnie wystarczyć. Jeszcze na 7 min przed końcową syreną było 63:53 dla Kotwicy. Ehhh… Teraz muszę wziąć dwa głębokie wdechy, aby opisać to co się działo później. To była istna masakra! To była prawdziwa druga część, czy drugie oblicze, tego spotkania. Sygnał do ataku Anwilowcom dał Marcus Ginyard. Amerykanin zdobył osiem punktów z rzędu przy totalnej niemocy gospodarzy. Przez niecałe dwie minuty zrobiło się już tylko 63:61. Anwil prowadzony przez Ginyarda pokazał prawdziwą klasę. Każdy, kto myślał, że to już koniec włocławskiego show był w grubym błędzie. Jeszcze większy pokaz dopiero się rozpoczął. Sprawy w swoje ręce wziął Łukasz Seweryn. Ten sam, którego wielu włocławskich kibiców już zwalniało i wiele osób po prostu nie widziało dla niego miejsca w Anwilu. Seweryn trafił za trzy i zrobiło się 63:64. To cały czas był jednak dopiero początek. Obrońca Anwilu strasznie pewnie się poczuł i zaczął trafiać rzut za rzutem. W tych ostatnich minutach zdobył aż 14 punktów! Nastąpiło to w przeciągu niemal pięciu minut! W między czasie tylko Boykin dorzucił trójkę i dwa rzuty wolne. Na samo zakończenie rzut wolny dołożył jeszcze Ryan Wright. Gracze Kotwicy nie byli w stanie nic zrobić. na ich twarzach mogło tylko malować się zdziwienie, zaskoczenie czy szok. Ostatnie 7 minut tego meczu przegrali 6:28 !!!!!!!!! W całej czwartej kwarcie polegli 11:34!

Anwil pokazał w tym meczu wielki charakter. Mało co im wychodzili. Mieli pod górę. Mimo to nie złożyli broni i cały czas walczyli. Prawdziwym generałem okazał się Marcus Ginyard, który dał wyraźny sygnał do ataku i poprowadził swoją armie. Obok siebie miał jednak prawdziwego zabójcę, który dostał wolną rękę w wykańczaniu przeciwników. Łukasz Seweryn okazał się prawdziwym snajperem, który na dobre przechylił szalę zwycięstwa w tym starciu. Właśnie ten duet okazał się zbawcami Anwilu w Kołobrzegu. Obydwaj rzucali na świetnej skuteczności (Ginyard 8/10, a Seweryn 5/6). Amerykanin zdobył łącznie 19 punktów i miał 7 zbiórek. Seweryn punktował tylko w tych ostatnich minutach i łącznie przez 11 min gry zdobył 14 punktów. Nie można jednak zapominać o roli jaką odegrał Ruben Boykin. Również rzucał na świetnej skuteczności (5/6 z gry) i przez całe niemal spotkanie był naprawdę solidną podporą Anwilu. Jego dorobek to 16 punktów i 10 zbiórek.

W Kotwicy, jak już wspomniałem, bardzo dobrze zaczął Grzegorz Arabas. Później jednak trochę zwolnił obroty i mecz zakończył z 15 punktami na koncie. Na wyróżnienie zasługuje również duet graczy rodem z USA – Sean Mosley oraz Maurice Bolden. Ten pierwszy okazał się niezwykle wszechstronny. Jego dorobek to 17 punktów, 6 asyst oraz 5 zbiórek. Z kolei Bolden zdobył 11 „oczek”, ale zszedł za 5 przewinień. Żaden z nich jednak nie potrafił utrzymać zwycięstwach po stronie swojej drużynie. W momencie, gdy Anwil znalazł się na fali wszyscy gracze Kotwicy byli bezradni jak dzieci we mgle. Mnie osobiście cieszy niezły występ Piotra Niedźwiedzkiego. Nasz młody talent nie bał się odważnej gry i zdobył 9 punktów oraz zebrał 6 piłek. Mam nadzieję, że cały czas będzie czynił postępy na parkietach TBL.

 

Kotwica Kołobrzeg – Anwil Włocławek 69:81 (25:14, 15:14, 18:19, 11:34)

Kowica: Mosley 17 (6 as, 5 zb), Arabas 15, Bolden 11, Niedźwiedzki 9 (6 zb), Jefferson 8, Zyskowski 6, Djurić 3, Urban 0, Kwiatkowski 0, Rajewicz 0

Anwil: Ginyard 19 (7 zb), Boykin 16 (10 zb), Seweryn 14, Hajrić 14, Szubarga 9 (7 as, 5 zb), Weeden 5, Wright 4, Sokołowski 0, Bartosz 0, Frasunkiewicz 0

Pin It

1 komentarz

Skomentuj Grzechu Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.