Koszykówką żyć: ambicje Tomasa Pacesasa.

Autor: Karol Sadowski

Dziś wpis wyjątkowy, bo rzadko zdarza się, abym o Tomasie Pacesasie pisał w aspekcie pozytywnym. Jednak pomijając moje wszelkie uprzedzenia do Litwina, to muszę się przyznać, iż były już szkoleniowiec Asseco Prokomu w jednej kwestii bardzo mi imponuje. Jest typem człowieka niezwykle nieustępliwego, a ja zazwyczaj takich ludzi sobie cenie, co nie oznacza, iż Pacesas do tych „cenionych” się zalicza. Po prostu, imponuje mi.

Najmniej interesuje mnie w tej chwili to, czy Litwin w postawie jaką prezentuje ma jakiekolwiek interesy. Nie ważnym wydaje mi się fakt, czy chce się na kimś odegrać, a jeśli tak, to za co. Nie obchodzi mnie to. Przynajmniej na tą chwilę. Ważne jest, że jako jedyny z liczących się w środowisku koszykarskim głośno mówi o tym, co ważne dla polskiej koszykówki. A mówi o bagnie, w jakim obecnie znajduje się ten piękny sport, jednocześnie narażając się tym najwyższym. Zresztą teraz to oni mogą go, co najwyżej pocałować w przysłowiowe „cztery litery”. Martwi mnie jednak to, że w tej nierównej walce z PZKosz Pacesas jest sam. A przynajmniej nikt głośno go nie popiera, a tym bardziej nie angażuje się w tej kwestii tak, jak nowy Dyrektor Wykonawczy VTB. Przykre to, ale prawdziwe. Rozumiem, gdyby w Związku było przynajmniej choć odrobinę normalnie, a polska koszykówka choć trochę zyskałaby na jakości. Ale oto chodzi, że jest tragicznie. I nikt z tych „liczących się” najwyraźniej tego nie zauważa. A przynajmniej nie chce zauważać…
Pacesas od dłuższego czasu atakuje PZKosz i odkrywa coraz to bardziej sensacyjne fakty dotyczące Związku. Ten jednak na ataki Litwina nie miał i nie ma zamiaru odpowiadać. PZKosz ma za sobą „niezależnych” dziennikarzy, o których wspomina dziesięciokrotny mistrz Polski, zaś przeciw sobie kibiców, których coraz większa część domaga się zmian w strukturach PZKosz. Fani wyraźnie nie są zadowoleni z działań Prezesa Bachańskiego, o czym świadczyć może chociażby ostatnia ankieta przeprowadzona na blogu, w której aż 74% głosujących domaga się jego dymisji.
Co tak naprawdę udało się dotychczas osiągnąć Grzegorzowi Bachańskiemu, jako Prezesowi PZKosz? Oprócz organizacji żeńskiego EuroBasketu, który okazał się totalną klapą, i wprowadzenia ligi kontraktowej, która do dziś wzbudza wśród kibiców wiele kontrowersji, tak naprawdę nic. Są za to konflikty z kibicami, zupełnie stracony prestiż rywalizacji o Puchar Polski, znienawidzony Asseco Prokom i długi, potężne długi. Takie, że PZKosz był zmuszony pożyczyć aż 700.000 złotych od klubów z ekstraklasy i I ligi. Klubów, z których jeden walczy o mistrzostwo Polski (Turów Zgorzelec), a drugi o awans do ekstraklasy koszykarzy (Rosa Radom). Nie bez przyczyny Tomas Pacesas zapytał więc na swoim blogu Grzegorza Bachańskiego o to, ile kosztuje realizacja tych dwóch celów u jego osoby. Wielu się śmieje, że o to samo można zapytać Pacesasa, tyle tylko, że ile owe tytuły kosztowały, kiedy prezesem był jeszcze Roman Ludwiczuk.
Pomijając kwestię owych zapytań. Do czego musiało dojść w polskiej koszykówce, aby PZKosz na czele z Prezesem Bachańskim musiał pożyczać pieniądze od klubów podlegających Związkowi. Wstyd i kompromitacja to za mało powiedziane. I dlatego mocno zaciskam kciuki za Tomasa Pacesasa, bo kto wie, może to ostatnia deska ratunku i nadzieje na to, że będzie lepiej…
Pin It

1 komentarz

Skomentuj quentin Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.