Tu się szkoli młodzież: Kormoran Sieraków (cz. 1)

W niewielkiej miejscowości położonej na skraju Puszczy Noteckiej, grupa dzieciaków otrzymała niesamowitą i niepowtarzalną szansę zostania mistrzami. Dziesięć lat temu nikt nie spodziewał się, że ten jeden dzień odmieni życie tych maluchów. Dzień, w którym znaleźli się na zajęciach sportowych prowadzonych przez miejscowego nauczyciela historii. Dzień, w którym rozpoczęła się emocjonująca podróż w trakcie której grupa przedszkolaków wyrosła na koszykarskich mistrzów.

Drużyna Kormorana Sieraków rok 2004 (fot. kormoran.sierakow.pl)

CZĘŚĆ I – NARODZINY MISTRZOWSKIEJ DRUŻYNY

Wszystko zaczęło się jednak znacznie wcześniej, kiedy 14-letni Jarosław Czekała pierwszy raz zagrał w koszykówkę i jak wielu z nas zakochał się w tym sporcie od pierwszego spotkania. Jako dziecko grał głównie w piłkę nożną, a koszykówkę uważał nawet za „głupi sport”. Początkowe zainteresowanie basketem zaczęło jednak powoli przeradzać się w coraz większą pasję. Godziny zdzierania podeszw na boiskach sierakowskiego TKKF, pierwsze mecze w amatorskiej lidze w Międzychodzie i pamiętne „Hej, hej tu NBA” rozpoczynające telewizyjne transmisje najlepszej ligi zza oceanu. Taka dawka koszykówki musiała zaowocować miłością na całe życie.

Jarosław Czekała zdecydował się jednak związać swoją karierę zawodową z zupełnie inną dziedziną kończąc studia historyczne na poznańskim Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza. Z dyplomem magistra historii w ręku powrócił jednak tam, gdzie stawiał swoje pierwsze kroki na koszykarskich boiskach – do Sierakowa. Tam los niespodziewanie związał jego życie ponownie ze sportem, w którym zakochał się jako nastolatek. „Po zakończeniu studiów wróciłem do Sierakowa i rozpocząłem poszukiwanie pracy. Znalazłem ją w miejscowej szkole podstawowej. Wtedy też mój kolega, nauczyciel wf z tejże szkoły zaproponował mi pracę w Kormoranie. W ten sposób zająłem się koszykówką, zacząłem ją w klubie tworzyć od podstaw zakładając drużynę chłopców” – wspomina Jarosław Czekała.

To był koniec lat ’90 i okres największego boomu koszykarskiego w Polsce. Mimo tego w sierakowskiej szkole podstawowej nie było zbyt wielu chętnych do biegania za pomarańczową piłką. Po krótkiej przygodzie z uczniami z klas 7-8 trener Czekała zdecydował się na nabór dzieciaków z klas 3-4. „Największym problemem było małe zainteresowanie ze strony chłopców i ich rodziców. Miałem do dyspozycji 10 zawodników z roczników 1988-1990. W przypadku choroby lub wypadków losowych sypał nam się skład. W naszym miasteczku nigdy nie było tradycji koszykarskich, nie istniała żadna drużyna, dlatego zainteresowanie koszykówką było mizerne.” – opowiada o początkach sekcji koszykówki w Sierakowie.

Jednak w trakcie treningów z tymi chłopcami narodził się pomysł, który okazał się strzałem w dziesiątkę. To czego cała polska myśl szkoleniowa nie była w stanie odkryć odkryto w maleńkim Sierakowie. „Jeden z chłopaków z rocznika ’88 przyprowadzał czasem na zajęcia swojego małego brata, który ciągle uganiał się za piłką. To właśnie pod jego wpływem zdecydowałem się na założenie zespołu przedszkolaków.” – mówi Jarosław Czekała – „Zrobiłem ogłoszenie w miejscowym przedszkolu i rozpuściłem info po znajomych. W tak małym miasteczku jak nasze, wiadomości szybko się rozchodzą. Czekałem na efekty i się doczekałem.” Tym małym chłopcem ganiającym za piłką okazał się być Jakub Fiszer jeden z przyszłych zawodników mistrzowskiej drużyny Kormorana Sieraków.

Na zajęcia zostali zaproszeni chłopcy z rocznika ’95, ale trener po zobaczeniu braci Zywertów postanowił dołączyć do nich także maluchów z rocznika ’96. Nie wszyscy chłopcy, którzy sięgnęli z drużyną po medale Mistrzostw Polski, byli w tej grupie od początku. Najpierw było ich kilku, później dołączali kolejni w tym dwójka przyszłych liderów zespołu Filip Pruefer i Damian Szymczak. Ten pierwszy nie chciał początkowo grać w koszykówkę i mimo tego oraz faktu, że był o rok młodszy od większości kolegów okazał się jednym z najbardziej utalentowanych zawodników w drużynie. „Filip nie chciał grać w koszykówkę, ale miał taki wzrost, że ja go na siłę ciągnąłem. Był nawet okres, że na treningach udawał, że ma duszności – byle tylko nie grać.” – wspominał w jednym z wywiadów trener Czekała – „Kiedy chciałem wzywać pogotowie od razu jednak przechodziło.”

Jednak w kwietniu tego roku ten 16-letni środkowy jako pierwszy Polak wziął udział w prestiżowym meczu Jordan Brand Classic dla najlepszych zawodników do lat 17 z całego świata. Podczas pobytu w Charlotte miał okazję uścisnąć dłoń samego Michaela Jordana. Teraz już nie ma wątpliwości i swoją przyszłość wiąże z koszykówką. „W przyszłości chcę zawodowo grać w koszykówkę. Nieważne czy będę grać tutaj, czy w Ameryce, ale jeżeli uda się w USA, to OK! Cały czas pracuję nad sobą, robię pompki i brzuszki, codziennie mam trening przez 1,5 godziny z chłopakami z Kormorana.” – podkreślał po powrocie ze Stanów Filip Pruefer. W rankingu największych talentów rocznika ’96 portalu polishoops.pl uplasował się na drugim miejscu. Warto zauważyć, że pierwsze i trzecie miejsce w tym rankingu zajmują jego koledzy z drużyny bracia bliźniacy Kamil i Marek Zywertowie. Cała trójka pochodzi z liczącego zaledwie sześć tysięcy mieszkańców Sierakowa.

Jak to możliwe, że trzy największe talenty w 30 milionowym kraju pochodzą z jednego małego miasteczka? „Wydaje mi się, ze w dużych miastach trenerzy poświęcają zbyt mało czasu na poszukiwanie zawodników w pierwszym etapie tworzenia zespołu. Niektórzy ciągle uważają, że to zawodnicy przyjdą do klubu pytać o możliwość treningu. Czasy się zmieniły. To my musimy chodzić za dzieciakami i namawiać do uprawiania koszykówki, bo jeżeli tego nie zrobimy to rodzice poślą ich na inne zajęcia, bądź dzieciaki zostaną w domu przed klawiaturą i monitorem.” – słusznie zauważa trener Czekała. Samo wyszukanie zawodników to jednak nie wszystko. Ile razy byliśmy już świadkami zmarnowanych talentów. Pewnie w dużym stopniu wpłynęło na to właśnie szkolenie w pierwszych etapach kariery nastawione na jak najszybszy sukces, a nie kształcenie odpowiedniej techniki, nawyków i zachowań.

W Sierakowie było inaczej. „Początkowo to miała być tylko zabawa. Chłopcy byli rządni ruchu, rywalizacji. Z roku na rok zwiększaliśmy ilość zajęć, organizowaliśmy pierwsze sparingi.” – przypomina trener Czekała – „Zaczynając treningi zwracałem uwagę na wszechstronny rozwój chłopców. Zachęcałem ich do nauki i pracy nad sobą, kontrolowałem ich postępy w szkole. Ich samodzielna praca była dla nas ważna, ponieważ z powodu małej liczby zawodników praktycznie nie istniała u nas rywalizacja o miejsce w składzie.” Dzięki temu krok po kroku powstawał zespół, który wkrótce miał stać się postrachem dla wszystkich drużyn w Polsce przechodząc jak burza przez mistrzostwa w kolejnych kategoriach wiekowych. Zwycięstwo samo w sobie nie było celem, ale efektem odpowiedniego treningu i ciężkiej pracy.

Kiedyś podczas jednego z turniejów zespół mijał na korytarzu inną drużynę. „Skąd jesteście?” – zapytał jej trener. „Z Sierakowa” – odpowiedzieli zawodnicy Kormorana. Wtedy trener tamtego zespołu pokazał na nich palcem i powiedział do swoich zawodników: „Patrzcie chłopaki. To jest ta drużyna, która młóci całą Polskę”. Nie byłoby to jednak możliwe gdyby nie świetne wyszkolenie zawodników, które niejednokrotnie podkreślali trenerzy drużyn przeciwnych. Zanim jednak do tego doszło zespół przeszedł ciężki okres, który z pewnością pomógł zbudować charaktery tych chłopaków. Przez pierwsze 2-3 lata przegrywali mecz za meczem. „Dostawaliśmy niezły łomot, ponieważ graliśmy z zespołami starszymi od nas, bo rywala w naszym wieku nie mogliśmy nigdzie znaleźć.” – mówi Jarosław Czekała.

Pierwsze turniejowe szlify zespół zdobywał podczas zawodów z okazji Dnia Dziecka dla czwartoklasistów organizowanych przez AWF w Poznaniu. Po raz pierwszy drużyna Kormorana pojechała na niego w 2004 roku, po trzech latach wspólnych treningów. Zawodnicy mieli wtedy po 8-9 lat i byli nawet o trzy lata młodsi od swoich rywali.  Mimo ambitnej walki przegrali pierwszych siedem spotkań w turnieju. Przed ostatnim meczem trener powiedział swoim zawodnikom, że jeśli nie wygrają nie pojadą do McDonalda. Nietypowa motywacja podziałała. Ten ostatni mecz wygrali 22 punktami i zajęli przedostatnie miejsce w zawodach. Było to ich pierwsze meczowe zwycięstwo w historii. W kolejnych latach miało być już tylko lepiej… (cdn)

*  *  *  *  *

Przy pisaniu artykułu korzystałem z nieocenionej pomocy Pana Jarosława Czekały, który zechciał przybliżyć historię drużyny Kormorana Sieraków. Wykorzystałem również materiały zgromadzone na stronie kormoran.sierakow.pl, a w szczególności skany artykułów z prasy lokalnej („Tygodnik Nowy” i „Tydzień Międzychodzko-Sierakowski”).

Pin It

2 komentarze/y

Skomentuj Geographic Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.